środa, 14 października 2020

Grzybobranie

 Mike R. Carey - "The Girl With All the Gifts" (pl. wersja "Pandora")

Przyszła jesień, a wraz z nią w końcu udało mi się znaleźć ciekawą i nietuzinkową książkę, o której nie mogę przestać myśleć, mimo, że skończyłam ją czytać już jakiś czas temu. I na szczęście nie musiałam jej szukać w lesie, choć ma w sobie sporo grzybów. I zombie. 

Siedziała sobie po prostu na moim czytniku, który swoją drogą też powoli zaczyna zamieniać się w niezłą dżunglę. Jednym z plusów czytników jest to, że można w nim posegregować książki chronologicznie. Dzięki temu ostatnio staram się czytać te najstarsze, co by im nie było smutno, że tak długo na mnie czekają (szkoda, że nie da się tego tak łatwo zastosować do papierowych wersji). Pomyślałam, że w ramach ucieczki od przewijającego się wszędzie tematu pandemii (tudzież idiotyzmów, które niektórzy odprawiają) poczytam sobie o... wymyślonej pandemii. W końcu, jak to mówią, klin najlepiej wybić klinem? 

Od razu mówię, że nie jest to książka dla ludzi o słabych żołądkach. Jest w niej dużo mózgów, krwi, odgryzania różnych części ciała i strzelania do trupów. Wiele produktów kultury pop z tematyki zombie na tym się niestety kończy (najwyraźniej wymyślenie składnej fabuły do tak beznadziejnej sytuacji, jaką jest ucieczka przed nieumarlakami, przekracza możliwości nawet wielkiego Jima Jarmusha - wybaczcie, ale ani Adam D. ani Bill M. nie byli w stanie uratować jego ostatniego filmu).

W tym wypadku na szczęście jest inaczej. Z początku poznajemy świat z punktu widzenia młodej i inteligentnej Melanie, która czerpie swoją wiedzę głównie ze starych książek. Powoli zarówno jej jak i nasz punkt widzenia rozszerza się, aż w końcu zderza z przerażającą rzeczywistością. Zgodnie z brytyjskim stylem fabularnym, herosi zamiast triumfować upadają, a ideały rozbijają się pod naporem realizmu. Chyba jednego, czego mi brakowało do perfekcji, to angielski humor.

Warto też zwrócić uwagę skąd polska nazwa książki. Melanie bardzo lubiła mit o Pandorze, a angielski tytuł to nic innego jak dosłowne tłumaczenie tego imienia. Fabuła także w wielu miejscach pośrednio lub bezpośrednio do tej historii nawiązuje. Tak więc polski tytuł książki, w przeciwieństwie do ekranizacji ("Wszechstronna dziewczyna", serio?) jest wyjątkowo dobrze dopasowana, oczywiście zakładając, że ludzie skojarzą go z mitem, a nie sklepem jubilerskim :P Filmu nie widziałam, ale mam nadzieję to niedługo nadrobić, bo cóż lepszego na Halloween niż zombiaki? 

Zapytacie być może, co mają z tym wszystkim wspólnego grzyby? W wypadku tej pandemii ludzie zostali zaatakowani przez rodzaj grzyba właśnie, o nazwie ophiocordyceps. Istnieje on na prawdę i atakuje mrówki. Na szczęście szansa, że coś takiego przeskoczy na nasz gatunek jest tym mniejsza, im mniej mamy wspólnego DNA z nosicielem... co nie zmienia faktu, że im bardziej będziemy ingerować w środowisko naturalne, tym bardziej możliwe, że złapiemy coś od dzikich zwierząt. Dlatego tak ważne jest byśmy dbali o naszą planetę i inne gatunki ją zamieszkujące. W końcu Ziemia da sobie radę bez nas, a my bez niej już raczej nie. 


"This is wild country, for a lot of reasons. In the first days and weeks of the Breakdown, the UK government, like a whole lot of others, thought they could contain the infection by locking down the civilian population. Not surprisingly, this didn't stop people running like rats when they saw what was happening. "