poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Don't let your dreams die (with you)


Anne Frank - "Dziennik (młodej dziewczyny)"


Od razu mówię, że czytałam po angielsku, stąd nawias w tytule, który tak właśnie brzmi w wersji angielskiej. Dodatek niby nie istotny, ale jednak podkreśla coś, co samo słowo "dziennik" nie oddaje. Otóż książka jest znana, przynajmniej takie mam wrażenie, jako zapis życia rodziny ukrywającej się w Amsterdamie przed okupantem niemieckim podczas II Wojny Światowej. Kończy się w momencie aresztowania, więc nie macie co liczyć na relację z obozu koncentracyjnego. Zawiedziecie się też, jeśli spodziewacie się narzekania, jacy Niemcy są straszni, i jak im się okropnie żyje w ukryciu. Tzn, są i takie momenty, ale jest ich niewiele, bo Anne skupia się na życiu rodzinnym, codziennych kłótniach i swoich własnych wewnętrznych rozterkach... dlatego, według mnie, dodatek do tytułu jest istotny - bo książka tak naprawdę skupia się na życiu wewnętrznym wchodzącej w dorosłość panny, która zupełnym zbiegiem okoliczności przy okazji jest także żydówką żyjącą w czasach wojny.

Anne, z początku dziecinna, narzeka na otaczających ją ludzi, przez których czuje się niezrozumiana, i niedoceniana. Chce koniecznie być już traktowana jako dorosła, tęskni za rówieśnikami, za światem zewnętrznym, wręcz dusi się na małym poddaszu, dzieląc je z siódemką osób, w większości widzących w niej jedynie pyskatą smarkulę. Aż pewnego dnia, nagle, jej styl pisania zmienia się zupełnie. Jest to tak wyraźne, że najzwyczajniej w świecie mnie zatkało. Z notki na notkę widać, jak zaczyna rozsądniej, po dorosłemu, oceniać swoją sytuację, i choć mimo wszystko przebija przez nią dziecięcy optymizm, to muszę przyznać, wyrosła z niej bardzo mądra osóbka, zdolna do racjonalnej analizy zachowania zarówno innych jak i swojego, a także zdolna do przyznania się do własnej winy.

Z czasem czułam coraz większy smutek, gdyż zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy: że osoba aspirująca do bycia w przyszłości bardzo dobrą pisarką nie doczekała końca wojny, oraz że nie miałam możliwości przeczytania tej książki gdy byłam w wieku Anne. Mam wrażenie, że moje życie potoczyłoby się odrobinę inaczej, gdyby tak się stało. Na Zachodzie "Dzienniki", wprawdzie w cenzurowanej wersji (W oryginale Anne nie ma żadnych oporów przed opisywaniem, jak uczyła się o tym, do czego służą narządy rozrodcze, co na potrzeby lektury w szkołach zostało wycięte... trochę szkoda, dorośli nadal traktują przechodzących okres dojrzewania nastolatków jak dzieci, co kończy się tym, że ci szukają wiedzy w internecie... Anne jest w tej kwestii wprawdzie dosadna, ale na pewno nie tak brutalna, jak filmy porno), są wysoko ocenianą lekturą szkolną, natomiast w Polsce książka jest wprawdzie znana, ale conajwyżej mimochodem wspominana na lekcjach, a w bibliotekach i księgarniach ciężka do dostania. No, i zaliczana bardziej do literatury dot. Holokaustu, z którym tak naprawdę nie ma wiele wspólnego. Podejrzewam, że choćby z tego powodu jest w Polsce pomijana - polskich książek holokaustowych mamy w szkołach od groma, po co więc wprowadzać kolejną? Tym bardziej, że niezależnie myśląca Anne wielokrotnie podkreśla, że nie ma zamiaru poprzestać na życiu szarej kury domowej. Oburzające! ;)

W końcu jedno z marzeń Anne się spełniło - została sławną pisarką :)

"Jacy piękni i dobrzy byliby ludzie, gdyby co wieczór przed zaśnięciem przywołali sobie przed oczy wydarzenia całego dnia i dokładnie się zastanowili, co w ich własnych uczynkach było dobre, a co złe. Mimowolnie próbuje się wtedy codziennie na nowo poprawiać samego siebie, z czasem bez wątpienia dużo się osiągnie."