niedziela, 26 sierpnia 2012

Nigdy mnie nie zapomnij part 2

"Norwegian Wood" filmowo

Po przeczytaniu książki czułam pewien niedosyt, jak to często bywa po zapadających w pamięć powieściach. Tym razem mogłam go choć trochę zaspokoić, oglądając filmową wersję.
W takich wypadkach bardzo ciężko nie porównywać ekranizacji do książki, i choć starałam się być obiektywna, brakowało mi wielu rzeczy. Usunięto parę postaci i wątków, które, mimo że poboczne, dodawały książce pikanterii i humoru. Najważniejsza scena, która w książce trwała cały wieczór i noc, w filmie zajęła dwie, może trzy minuty. Rozumiem, że fabuła była bogata, i żeby zmieścić się chociaż w dwóch godzinach, pocięto ją sporo. Ok. Ale dlaczego, do jasnej ciasnej, przez całe dwie godziny słyszymy raptem cztery, pięć piosenek z lat 60 - tych, tak charakterystycznych i dla książki i ogólnie prozy Murakamiego? A resztę czasu zajmuje muzyka skrzypcowa? Gdy na początku nawet to pasuje do klimatu, po godzinie człowiek ma ochotę wyłączyć dźwięk. Co do aktorów, główny bohater ma ciągle taką samą minę, jakby było mu obojętne, co się dookoła niego dzieje. Za to plus za Naoko i Midori, bo obie były śliczne ;)
Podsumowując, film ma swoje momenty... niestety i dobre i złe. Da się go obejrzeć, ale osobiście polecam o wiele bardziej książkę. Bez czytania jej film może być dla niektórych zbyt dziwaczny, a z czytaniem... zbyt mało pokręcony. 

piątek, 17 sierpnia 2012

Nigdy mnie nie zapomnij.

Murakami, Haruki - "Norwegian Wood"

Ukochany przeze mnie realizm magiczny wyrusza poza Amerykę łacińską i podbija Japonię. A dokładnie, uderza z mocą młota obuchowego w nic nie podejrzewającego Murakamiego, który nagle zaczyna pisać, i to z dużym i międzynarodowym sukcesem. Jego nazwisko przewijało mi się przed nosem od dobrych paru lat, za każdym razem gdy przeszukiwałam jakąś księgarnię, nie sposób było nie natknąć się na reklamę jego kolejnej książki. Zwłaszcza ostatnio, gdy wziął się za wydawanie trylogii. W związku z tym postanowiłam pochłonąć go tak, jak się powinno pochłaniać pisarzy - od deski do deski, od najstarszej do najnowszej powieści. Recenzowanie zacznę jednak od trzeciej z kolei, z prostej przyczyny - dwie pierwsze przeczytałam zanim powstał blog. Zresztą, kto wie, może kiedyś się wezmę, to i poprzednie uświadczycie ;)
Mówiąc o trzeciej mam na myśli "Norwegian Wood", choć jest to tak naprawdę jego piąta powieść - tylko że dwie pierwsze nie wyszły oficjalnie poza Japonię, gdyż sam autor uznał je za zbyt słabe, by były warte tłumaczenia.
No więc o co chodzi z tym zachwytem? Do tej pory nie potrafię wytłumaczyć. Po dwóch pierwszych powieściach miałam bardzo mieszane uczucia, były tak dziwaczne. "Norwegian Wood" opowiada jednak historię całkiem przyziemną, w porównaniu z tamtymi wręcz zwyczajną.
Po paru pierwszych scenach zaczynamy myśleć, że jest to po prostu historia miłosna. I kiedy już zaczynamy się czuć, jakbyśmy oglądali piękny obraz, pojawia się widmo śmierci. Śmierci i osamotnienia. Ludzie umierają, odchodzą lub wręcz znikają, aż w pewnym momencie stajemy razem z głównym bohaterem na skraju przepaści, za którą nie ma nic. Właściwie jedynie dwie wartości: miłość i przyjaźń dają mu tę odrobinę nadziei, która go ratuje. A jednak poczucie smutku zostaje z nami do końca.
Podobno Murakami lubi uszy. Piękne ucho to piękna kobieta. Ale, co zauważyłam już przy pierwszej powieści, Murakami lubi też śrubki. W "Norwegian wood" są piękne kobiety, ale o wiele więcej jest nie podokręcanych śrubek, których trzeba pilnować, bo inaczej się pogubią, a bohaterowie rozpadną na części pierwsze. Każdy ma jakieś problemy, każdy wydaje się trochę nienormalny. I to właśnie czyni powieść bardziej realistyczną, niż magiczną.
Mimo wszystko jest to piękna historia, która zapada w pamięć głęboko. Zanim jednak zdecydujecie się za nią zabrać, sprawdźcie, czy macie wszystkie śrubki na swoim miejscu :)

"...z zasady brał do ręki tylko te książki, których autor nie żył od ponad trzydziestu lat. Wierzył tylko takim.
- Nie o to chodzi, że nie wierzę we współczesną literaturę Po prostu nie chcę marnować cennych chwil na czytanie rzeczy, które nie przetrwały próby czasu. Życie jest krótkie." (Coś w tym jest, może powinnam zacząć stosować podobną zasadę? Chociaż wtedy nie mogłabym czytać Murakamiego :( )

P. S. Za parę dni recenzja adaptacji filmowej "Norwegian Wood".  Tak dla odmiany ;)