poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ernest and I.

Hemingway, Ernest- "49 opowiadań"

Będzie trochę nie po kolei, bo po drodze (dosłownie, do pracy i z powrotem) zdążyłam wciągnąć już 3 książki (czy więcej?), ale ze znalezieniem chwili czasu na napisanie posta jest o wiele gorzej. O moim romansie z Ernestem pewnie niektórzy wiedzą ze zdjęcia na facebooku ;) Ale to raczej trudny związek. Zaczął się wiele lat temu i bardzo szybko skończył (zdaję się po 50 stronach). Na zasadzie skojarzeń, Kult - Komu bije dzwon - podobno była taka książka, o wojnie domowej w Hiszpanii, oooo, trzeba odwiedzić bibliotekę... a potem wielkie rozczarowanie i przysypanie nad kolejnymi stronami, aż w końcu rozstanie bez oglądania się za siebie. I taka konkluzja, no cóż, życie Hemingwaya było chyba o wiele ciekawsze niż jego książki. Ale niedawno moja zaufana osoba zwróciła mi uwagę, że może podeszłam do Ernesta od złej strony? Może spodziewałam się pościgów, wybuchów, a dostałam pokitraną po lasach partyzantkę i rozważania nad sensem życia? Anyway...
Hemingway podejście drugie to właśnie opowiadania. Z wielkim sceptycyzmem, bo język prosty, bo ciągle się powtarza, bo opisuje takie... nudne, zwykłe zdarzenia. A potem olśnienie, że to jest właśnie jego urok. Tak oto nagle zaczęłam łowić ryby, jeść chleb z cebulą, weszłam za trybuny corridy, poczułam strach przed śmiercią i świadomością, że zmarnowałam życie ("Śniegi Kilimandżaro" na szczęście były drugie w kolejce, bo inaczej boję się, że bym się poddała) i prawie poczułam zapach frontu wojennego. A tymczasem Ernest przesiadywał ze mną pod akacjami, pijąc latte z malibu i podziwiając oberwanie chmury nad Wartą (wyprosili nas, gdy zerwał się zbyt mocny wiatr, ech, a było tak przyjemnie), czy podróżował pociągiem.
Było przyjemnie. Już czeka na mnie "Stary człowiek i morze", przeklinana przez wielu lektura szkolna, na którą ja jakoś nie miałam okazji trafić. Może to i lepiej. Po czterdziestu dziewięciu mam inne podejście, i myślę, że bez problemu wciągnę i pięćdziesiąte opowiadanie. Czy tam nowelę. Swoją drogą, to okropne, że każą ludziom w tak młodym wieku i zupełnie bez przygotowania czytać Hemingwaya. Do niektórych rzeczy chyba trzeba dorosnąć. No i nie zaczynać od dupy strony ;P

A z innej beczki. Zaczęły mi się wakacje. Postawiłam sobie za jeden z priorytetów, przeczytać jedną książkę tygodniowo, a co za tym idzie, pisać posty w tej samej częstotliwości. I w ogóle pisać. Duuużo. Możecie za mnie trzymać kciuki. Ale możecie też zrobić coś więcej. Odezwać się czasem i mnie pogonić, lub... opowiedzieć jakąś ciekawą historię. Bo jestem głodna, pisania, słuchania, czytania, Świata!

P. S. Dzisiaj pykło mi tysiąc wyświetleń. Po roku! Trochę słabo, ale dziękuję i tak :P

"Zapachu pola bitwy w upale nie sposób zapamiętać. Pamięta się, że był taki zapach, ale nigdy nam się nie zdarza nic takiego, co mogłoby go przypomnieć. Nie jest podobny do woni pułku, która nagle może nam wrócić na pamięć, kiedy jedziemy tramwajem - i wtedy podnosimy wzrok i widzimy człowieka, który nam ją przynosi. Natomiast tamto zanika tak całkowicie jak przeżycie miłosne; pamiętamy rzeczy, które się zdarzyły, ale samego doznania nie sposób sobie przypomnieć."