sobota, 23 lutego 2013
Porządek panuje w Stambule.
Pamuk, Orhan - "Cevdet Bej i synowie"
Kto by pomyślał, Turcy też potrafią pisać ;) Oczywiście, że potrafią. Mało z tego wszystkiego jednak dociera do nas, mimo, że mieszkamy tak blisko. A jednocześnie tak daleko... bo przecież Turcja to inny świat, jacyś arabowie, muzułmanie... trochę jak Egipt, nadaje się jedynie na letnie wakacje (choć Egipt ostatnio nie nadaje się nawet na to). I nie można tam alkoholu kupić!
Zastanówmy się, czy wielu z nas tak nie myśli? I w ogóle, po co ta Turcja chce się przyłączać do UE? No więc wyobraźcie sobie, tak na początek, że w Turcji też bywa zimno...
I oto lądujemy w Stambule, na początku XX wieku. Brat tytułowego bohatera, buntownik, wraca po latach z Paryża. Na łożu śmierci próbuje w Cevdecie obudzić demokratę, lecz ten woli być kupcem i umywa ręce od jakiejkolwiek zabawy w politykę. Właśnie się żeni, planuje kupić dom w najlepszej dzielnicy miasta - Nişantaşı. I tu, że tak powiem, film się urywa, a my przenosimy się w czasie o 30 lat. Obserwujemy, jak synowie Cevdeta oraz ich znajomi, pod wpływem europejskiej kultury po prostu głupieją. A także jak Stambuł i Turcja powoli próbują dorosnąć do demokracji.
Pamuk jest kolejnym z pisarzy, z którymi, mam nadzieję, spędzę dużo czasu. Ale ale są dwa ;) Przynajmniej jeśli chodzi o jego pierwszą powieść. Po pierwsze, świat przedstawiony jest z perspektywy bogatych kupców, których stać na wyjazdy do Europy, i którzy mają na tyle wolnego czasu, żeby zacząć się zastanawiać, dokąd ich kraj dąży. Najwidoczniej pospólstwo nie miało żadnych refleksji na temat warunków swojego życia. Właściwie pojawiają się raz - w momencie zakończenia prac nad budową tunelu, gdy zmęczonych zmusza się do zabawy - przy okazji jeden z głównych bohaterów zostaje wyzwany od wyzyskiwaczy. Drugie ale, to niedostatek wątków - niektóre postacie, które zapowiadają się ciekawie, znikają gdzieś w połowie powieści, i więcej nie są wspominane. Moja osobista ciekawość czuje się niezaspokojona ;)
Mimo tego całego narzekania, książka mi się podobała. Wzbudziła we mnie zainteresowanie współczesną Turcją (do tej pory te tereny kojarzyły mi się głównie z Historią Starożytnego Wschodu z pierwszego roku studiów :P) i zmusiła kilka neuronów do pracy (które mimo wszystko tęsknią za "Lodem" :P). No i to lekkie zdziwienie - spora część akcji dzieje się w zimie - a więc oni tam też mają przymrozki :P I alkohol ;)
A to już wnuk Cevdeta, malarz:
"Na jego płótnach starzy kupcy, gospodynie domowe, grzeczne dziewczęta i młodzieńcy, eleganccy panowie i służący rozmawiali, stojąc w bladym świetle, zawsze pośród tych samych przedmiotów, w wypłowiałych ogrodach, na schodach i w salonach. Sprawiali wrażenie, jakby na coś czekali, jakby chcieli dokończyć pracę, zanim nadejdzie przyszłość, wciąż powtarzając identyczne czynności, trochę niespokojnie, trochę ospale i trochę niecierpliwie."
P.s. Dzisiaj bez obrazka, bo nie mogłam znaleźć starych zdjęć Nişantaşı, a przecież nie wrzucę Hagii Sofii, o której w książce nic nie ma, i którą raczej wszyscy kojarzą ;) Ale jeśli się coś w tym względzie zmieni, dam znać ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz