Mann, Thomas - "Mały pan Friedemann"
Kolejne opowiadanie Manna przedstawia w zwięzły sposób krótkie, i raczej mało burzliwe życie tytułowego bohatera. Rozumiem, że nie każda historia musi być nadzwyczajna, ale ta jest akurat bardzo, ale to bardzo prosta i... przewidywalna. Już sam fakt, że nie przeczytałam 20-stronicowego opowiadania jednym tchem o czymś świadczy. Innymi słowy, szału nie robi, a na dodatek ledwo nadaje się na przystawkę do obiadu. Do tego mam wrażenie, że Mann ma bardzo negatywne podejście do miłości, jako uczucia destruktywnego i nie dającego szczęścia. A z drugiej strony uczucia, które powoduje, że całe dotychczasowe życie wydaje się nieistotne i nudne, nawet jeśli było się szczęśliwym. No cóż, ale nie wszystkie dzieła muszą być od razu wspaniałe, tym bardziej te początkowe, gdy styl dopiero się kształtuje. Dzisiaj chyba jednak Tomasz zostaje na biurku, a ja sięgnę po bardziej mroźne, transsyberyjskie klimaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz