czwartek, 16 stycznia 2014

Space Oddity.


Arthur C. Clarke - "2001: Odyseja Kosmiczna"

Trzy minuty wgapiania się w czarny monitor przy akompaniamencie muzyki klasycznej. Jesteście w stanie to wytrzymać? W dzisiejszych czasach pewnie większość z was w międzyczasie zrobi pięćset innych rzeczy. Ja po dwóch minutach przewinęłam film do przodu, żeby sprawdzić, czy aby posiadam wersję audio-wizualną, czy tylko audio ;P A potem... potem (pomijając logo metro goldwyn meyer z trochę mało ruchawym lwem - nawet nie zaryczał) pojawiają się małpy. No dobra, małpoludy... które na dodatek wrzeszczą na siebie, na kamień w kształcie prostopadłościanu, na inne małpoludy, na geparda, na jakiegoś przodka świni... chwila, na prostopadłościan? I w ogóle, czy to nie miał być film science - fiction?

Pierwszy raz obejrzałam Odyseję Kosmiczną wiele lat temu, jeszcze w telewizji, więc zmuszona byłam przetrwać całość za jednym zamachem. Ale czego nie robi się dla ponadczasowej sławy kina. Główne rzeczy, które utkwiły mi w pamięci, to właśnie małpy, pokręcone zakończenie i noworodek. Takie trochę, yyhhh, o co chodzi? To chyba za mądre dla mnie...

Miesiąc temu byłam w mojej kochanej bibliotece w Koźminie, i wynurałam książkową wersję kinowego hitu. Pomyślałam, oo, a więc to jeszcze nie koniec, nie chcesz mi dać spokoju, Odysejo! A zresztą, co mi szkodzi, może w końcu dowiem się, nad czym się tak ludzie zachwycają?

I tym razem trzeba było cofnąć się w czasie o 3 mln lat, i przetrwać małpy. Właściwie, po pierwszej części poczułam lekkie oburzenie - jak to, to nie doszliśmy do wszystkiego sami? Panie Clarke, próbuje mi pan wmówić, że to duży, czarny kamień o proporcjach 1:4:9 nauczył naszych przodków jedzenia mięsa? Zabijania? I w ogóle, czemu prostopadłościan, a nie kula? Albo... piramida? :P

Następnie przechodzimy do bardziej współczesnego problemu - uczłowieczenie komputera i jego konsekwencje. Przy okazji zwiedzamy dalsze planety naszego układu, a zwłaszcza te, których w filmie mi bardzo brakowało (a specjalnie obejrzalam drugi raz, żeby sprawdzić, czy są) - Jowisz i Saturn. Na koniec główny bohater dociera do Japetusa, saturnowego księżyca, na którym odnajduje prostopadłościan "matkę" i... znika w nim.

Myślę sobie, że i tak za dużo fabuły zdradziłam. Czy pomogło mi zrozumieć film? Tak. Na pewno warto najpierw sięgnąć po książkę, zanim zabierzecie się za ekranizację. To zresztą żadna nowość ;) Niestety, spowodowało też, że moje oczekiwania wobec filmu wzrosły. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Acz z przyjemnością obejrzałabym Saturna z bliska :P
Na koniec cytat z jedną z teorii o tym, jak mogą wyglądać przedstawiciele obcej cywilizacji, i jak, być może, kiedyś będziemy wyglądali my:

"Wraz z rozwojem wiedzy stworzenia inteligentne muszą prędzej czy później pozbyć się kruchej, podatnej na choroby i wypadki otoczki, w jaką wyposażyła je natura; otoczki skazującej na nieuniknioną śmierć. Zastąpią swoje ciała, zużywające się wraz z upływem lat, konstrukcjami z metalu i plastiku, uzyskując w ten sposób nieśmiertelność. Mózg przetrwa jakiś czas jako ostatnia pozostałość ciała organicznego, kierująca mechanicznymi członkami i obserwująca Wszechświat poprzez elektroniczne zmysły, daleko sprawniejsze od tych, które rozwinęły się w wyniku ślepej ewolucji."

Nie wiem czemu pomyślałam o Dalekach z Dr Who :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz