Stare, PIW'owskie wydanie z '73 roku, z cieniutkimi, pożółkłymi kartkami pewnej pochmurnej soboty uśmiechnęło się do mnie z półki w rodzinnym domu. Już jakiś czas temu rozważałam wyciągnięcie jej stamtąd, ale tym razem chyba już na prawdę nie miałam nic innego pod ręką. Ówczesne wydania PIW są bardzo delikatne ("Lalkę" Prusa, po przeczytaniu dwa razy, boję się teraz w ogóle brać do ręki, żeby się nie rozpadła), więc od razu było widać, że książki nikt nigdy nie tykał. Może poza przestawianiem jej czasem z miejsca na miejsce.
Od czasów liceum Conrad kojarzył mi się głównie z "Czasem Apokalipsy" oraz z nieprzyzwoitymi żartami moich znajomych. "Jądro ciemności" nie zrobiło na mnie wrażenia, w przeciwieństwie do filmu, który mogłabym oglądać wiele razy.
Dlaczego więc sięgnęłam po Jima? Bo jest książką, która mimo 112 letniego stażu nadal ciągle gdzieś się przewija i jest na nowo wydawana. Byłam więc ciekawa, co sprawiło, że jest taka niezapomniana.
To była ciężka próba. Jim należy do tej niefajnej kategorii książek, w których przez pierwszą połowę się kompletnie nic nie dzieje. Mozolnie męczyłam każdą stronę, zadając sobie ciągle pytanie: O kurcze, jeszcze tyle... przecież już wszystko zostało powiedziane, więc co się może dziać przez następne 200 stron? Chyba faktycznie autor się pomylił, i powinien zrobić z "Lorda..." nowelę. I już nie chodzi o napięcie, które wystawia cierpliwość czytelnika na bardzo ciężką próbę. Po prostu postać Jima wydaje się prosta jak budowa cepa, i całą historię spokojnie dałoby się upchnąć w 50 stronach. No, może góra w 100.
Do plusów można zaliczyć klimat XIX wiecznych Indii, którego jest niestety trochę za mało jak dla mnie. Jest tylko Jim, głównie Jim, och i ach Jim. I jego Honor, przez duże H. I prosty podział na złych i dobrych. I parę refleksji na temat kobiet, kruchości i ulotności świata itp. czasem lepszych, czasem gorszych.
Ogólnie, moje życie nic się nie zmieniło po przeczytaniu książki. Nie dowiedziałam się też, czemu jest taka wspaniała. Może ktoś z was zna odpowiedź na to pytanie? (Jeśli odważyliście się ruszyć tego staruszka z półki). Bo skoro książka nie stanowi odpowiedzi, to ja już nie wiem. W każdym bądź razie, jedno jest pewne - stanowi niezły usypiacz ;) I drugie - więcej po Conrada nie sięgnę.
Na koniec, ładny cytat (jeden z niewielu):
"...tylko kobiety umieją niekiedy włożyć w miłość ów pierwiastek zaledwie dostrzegalny, który przejmuje nas lękiem - zetknięcie z czymś pozaziemskim. Pytam się siebie z zaciekawieniem, jak tez świat wygląda w oczach kobiet - czy ma kształt i treść, która nam jest znana, czy ma powietrze, którym my oddychamy! Wydaje mi się niekiedy, że to musi być kraina nierozsądnych wzniosłości, kipiąca od uniesień dusz ważących się na wszystko, opromieniona chwałą wszelkich możliwych hazardów i wyrzeczeń."
Ok, spoko, nie przeczytam :D xD
OdpowiedzUsuń